Loading proofofbrain-blog...

Dziennik studenta kulturoznawstwa 26.10.2021

img_2624.jpg

Nie lubię wtorków. Pierwsze zajęcia mam na ósmą. Potem przerwa. I popołudniu serię trzech ćwiczeń pod rząd... po których biegnę na Biskupią, aby zdążyć otworzyć KBK o 18.30.

Niechęć wynika również z mojego wcześniejszego przyzwyczajenia, aby studia traktować w miarę poważnie. Przejawem tego podejścia było każdorazowe poczucie winy, gdy z braku czasu nie przygotowałem się do zajęć. Zresztą efektem nieprzygotowania zwykle było siedzenie "jak na tureckim kazaniu". Cóż, jak się studiuje prawo lub historię to trudno jest coś stworzyć na poczekaniu. Liczą się fakty/przepisy. Na kulturoznawstwie jest zgoła inaczej...

I tak oto na Kulturę eksperymentu (zajęcia o 8.00) coś tam trzeba było przeczytać, ale rozpoczęliśmy od stworzenia nowej przestrzeni, którą mieliśmy wykorzystać w nowej sytuacji. Polegało to na tym, że każdy mógł przestawić dowolnie ławki i usiąść tak jak chciał. A potem przez ponad godzinę rozmawialiśmy o tym jak na nowo można byłoby stworzyć sytuację zajęć akademickich. Punktem wyjścia był klasyczny podział na prowadzącego i studentów. Oczywiście można było go całkowicie zakwestionować, do czego nie doszło. Wszyscy uznali, że jakaś forma moderacji jest potrzebna. Jedna dziewczyna podzieliła się nawet swoją historią. Otóż uczestniczyła kiedyś w zajęciach (zdaje się na socjologii), podczas których prowadzący przyszedł i przez 1,5 godziny w ogóle się nie odzywał. Określiła je jako "najgorsze w życiu".

Po Kulturze eksperymentu była Biohumanistyka. Tu (tak jak tydzień temu) rozmawialiśmy o ciele i medycynie. Oprócz dawki historii na temat rozwoju ten dziedziny w okresie nowożytnym było sporo dygresji. Również dość zideologizowanych. Np. że celowo reklamuje się szynkę w formie szynki, a nie pokazuje się zabijanych zwierząt, bo ludzie tak naprawdę nie wiedzą skąd bierze się mięso. A mięso to przecież ciało! Ciekawa była również uwaga, że studenci medycyny nie muszą się nikomu tłumaczyć dlaczego studiują ten kierunek... w przeciwieństwie do studentów kulturoznawstwa, którzy muszą, bo społeczeństwo nie jest w stanie dostrzec przydatności tych studiów. Dziwnym nie jest.

Na Kulturę Polską XXI wieku trzeba było przeczytać kilka zadanych esejów ze zbioru "Delfin w malinach". Plus jeden wybrany. Cóż, czasu ostatnio jak na lekarstwo, więc przeczytałem tylko ten wybrany. A w zasadzie dwa wybrane. Pierwszy na temat Auschwitz. Był jednak takim bełkotem, że po przeczytaniu nie miałem pojęcia o co chodziło autorce. Postanowiłem więc przeczytać inny - bardziej zrozumiały. Wybrałem go ze względu na bliską mi tematykę. Otóż Ziemowit Szczerek pochylił się w nim nad... PKP. Niestety nie napisał nic odkrywczego. Ot, opis polskich kolei sprzed 5 lat. Ale najlepsze i tak jest to, że w zasadzie mógłbym nic nie przeczytać, bo zajęcia były zdominowane przez dwóch kolegów, którzy zawsze mają dużo do powiedzenia. I w sumie dobrze, bo nie ma krępującej ciszy. Z drugiej jednak strony... znowu ten nieszczęsny patriarchat.

Na ostatnich zajęciach z kolei odzywałem się głównie ja (wspomnianych kolegów na nich nie ma), mimo iż nie przeczytałem wcześniej zadanego tekstu. Choć dla uczciwości dodam, że przez kilka stron przebrnąłem. Był jednak tak nudny, że odpuściłem (chodzi o przedmowę do "Rozważań człowieka niepolitycznego" Tomasza Manna). Najważniejszym spostrzeżeniem, którego dokonałem podczas zajęć (choć nie podzieliłem się tym z nimi) było to, że w ciągu 1,5 godziny zrobiło się ciemno. Przygnębiająca perspektywa. Winter is coming...

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
10 Comments